poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Mały Książę ze strychu Janusz Włodarczyk

Dobra, ale tylko miejscami.

Mam wrażenie, że ten Mały Książę filozofuje zbyt dorośle, zbyt moralizatorsko, podczas gdy ten wyszły spod pióra Exuperego jest mądry mądrością dziecka, jego jeszcze naiwnej i w gruncie rzeczy prostej obserwacji.

Tak, wiem, wszystko można wytłumaczyć tym, że przecież nikt nie twierdzi, że te historyjki na pewno wyszły spod pióra autora "Małego Księcia", a jeśli nawet, to z jakiegoś powodu zostały przez niego odrzucone. Niemniej uważam to za bardzo słaby chwyt asekuracyjny.

Co mnie jeszcze uderzyło - przeczytanie kilkunastu stron, które mnie zajęło może z dziesięć minut, narratorowi zajęło tyle, że jego przyjaciel tłumacz zdążył wypić cztery (!) kawy... Poważnie?

niedziela, 28 sierpnia 2016

Sekret Wesaliusza Jordi Llobregat

Rewelacja!

Dawno nie czytałam tak wciągającego kryminału. Świetnie skonstruowana i żywiołowa akcja momentami zahaczająca o triller. Materiał na naprawdę dobry film.

"Sekret Wesaliusza" to obskurne ulice XIX-wiecznej Barcelony, świat medycyny przesiąknięty męską dumą, korupcja, wina i kara, w końcu miłość i walka o marzenia. Nienachalnie i bez moralizatorstwa, za to z pomysłem i naprawdę dużym wyważeniem tematów.

Sukces tego typu książek tkwi także w tym, żeby nie odkryć zbyt szybko wszystkich kart, ale i nie zirytować ciągłym "wiem, ale nie powiem". I to się autorowi udało, bo regularnie odpowiadając na kolejne pytania, z niemal każdym zakończonym rozdziałem zostawia nas z nowymi.

Nie lubię kończyć dobrych książek, bo zakończenia niezmiennie mnie rozczarowują. I właściwie ciągle nie wiem, czy te książki po prostu nie są takie dobre, czy to ja jestem już zbyt wymagająca, czy też - i to mi się wydaje w tej chwili najbardziej prawdopodobne - niezadowolenie wynika z focha, że nie domyśliłam się rozwiązania.

No nie domyśliłam się. Nie byłam nawet blisko...

czwartek, 25 sierpnia 2016

Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu Anna Lange

Gdybym miała włożyć "Magiczne akta" do jakiejś szufladki, zatytułowałabym ją: kryminał magiczny. Chociaż dużo stron książki musiało upłynąć, zanim to sprecyzowałam i uznałam, że pomimo niewątpliwego wpływu fantastyki, książka nosi znamiona bliższe kryminałowi. Początki jednak nie były jednoznaczne i dość długo zastanawiałam się, dokąd akcja zmierza.

Poza drobnymi subiektywnymi usterkami, o których poniżej, uważam tę pozycję za udaną, zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie akcji. Nie ma wydarzeń zbędnych, tak zwanych zapchajdziur. Wszystkie ruchy bohaterów mają sens, nic nie bierze się znikąd. Dobrze przygotowana baza akcji skutkuje logicznymi rozwiązaniami i w pełni zrozumiałymi decyzjami bohaterów.

Dodatkowo, kilka pojawiających się w trakcie zagadek dotyczących relacji między bohaterami nie tylko daje do myślenia nam, ale i tymże bohaterom, a rozwiązania nie są jednoznaczne, co - pomimo nietrafności moich domysłów - było całkiem przyjemnym doświadczeniem .

Upierdliwa natomiast była dla mnie niekiedy składnia: przydługie wtrącenia wybijające z rytmu i powodujące, że niektóre zdania musiałam czytać po kilka razy, żeby złapać ich sens. Co zabawne, przez całą książkę zastanawiałam się, czy to sprawka autora, czy tłumacza, by w końcu przekonać się, że żadnego tłumacza nie ma... To było z kolei dość miłe zaskoczenie, chociaż nie wiem, czy gdybym wiedziała o tym od początku, czytałoby mi się tak samo.
Wiem, nie doceniam potencjału polskich twórców. Ale takie książki jak ta mają szansę to zmienić.

Co mnie dodatkowo rozpraszało, to zbliżone imiona: Frederic i Ferdinand - nigdy nie wiedziałam w pierwszej chwili, o kim jest mowa. I jakoś imię Clovisa LaFaya nie chciało do niego przylgnąć: przywołane po dłuższej chwili wprowadzało na nowo zamęt i gorączkowe przeszukiwanie zasobów przyswojonych w tej lekturze imion. To jednak usterka moich szarych komórek i nie doszukuję się winy ze strony autorki.

Tytuł sugeruje, że to być może nie ostatnie spotkanie ze Scotland Yardem, mam więc nadzieję, że autorka na udanym debiucie nie poprzestanie, bo ten rodzaj kryminału całkiem przypadł mi do gustu. Niby nie różni się niczym od obrzydliwości natury ludzkiej zwykłych kryminałów, ale dzięki interwencji magicznej odsuwa się nieco od realnego świata i pozwala spojrzeć z większego dystansu. Bardziej jak na fikcję, niż wtłoczone w ramy rozrywki dramaty z pierwszych stron gazet.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Język Trolli Małgorzata Musierowicz

"Jeżycjadę" od pewnego czasu traktuję jak formę terapi. Kiedy mi smutno i źle, sięgam po któryś tom sagi - tak niezmiennie ciepłej i radosnej. Nie znaczy to, że zwątpienie i smutek nie mają tam racji bytu, wręcz przeciwnie, są częścią codzienności. Ale co innego zmagać się z problemami samotnie, a co innego w gronie rodziny, którą najlepiej opisuje słowo: miłość.

Wielopokoleniowa rodzina Borejków nie jest wydumaną rodziną zrodzoną z wybujałej fantazji autorki, jest taka jak my: czasem hałaśliwa, nerwowa i irytująca, ale jednocześnie bije od niej nieprzeciętny spokój, opanowanie i radość. Każdy ma tam swoje miejsce. Równowaga - to chyba właściwe słowo na opisanie panujących w niej stosunków. I mnie ten klimat zachwyca. To jakby usiąść w zimowy wieczór przy kaflowym piecu z herbatą i książką w ręce, z babcią robiącą na drutach w swoim ulubionym fotelu tuż obok...
Aż czuję dawno zapomniany zapach babcinego mieszkania.

Nie oceniam tych książek pod innymi względami. Bo nawet jeśli pewne rzeczy wydają się nieprawdopodobne - na przykład niektóre przemyślenia 9-latka - to szybko o nich zapominam i chłonę atmosferę.

Małomówny Józef Pałys - główny bohater tego tomu - chociaż ledwie odrosły od ziemi, bardzo mnie ujął swoją postawą: po co za dużo mówić i tłumaczyć - albo ktoś nie zrozumie i tak, albo zrozumie w pół słowa. Niby takie proste i logiczne, a czasem tak trudne do zaakceptowania. Mnie dało do myślenia.

Marta z bloga Rudym Spojrzeniem wyznała mi ostatnio, że nie przepada za literaturą kobiecą. I wtedy, z lekkim rozrzewnieniem, przypomniałam sobie o "Jeżycjadzie". Bo chociaż po kobiecą, podobnie jak Marta, sięgam rzadko, to dziewczęcą literaturę Musierowicz czasem mam ochotę czytać na okrągło.