wtorek, 9 sierpnia 2016

Język Trolli Małgorzata Musierowicz

"Jeżycjadę" od pewnego czasu traktuję jak formę terapi. Kiedy mi smutno i źle, sięgam po któryś tom sagi - tak niezmiennie ciepłej i radosnej. Nie znaczy to, że zwątpienie i smutek nie mają tam racji bytu, wręcz przeciwnie, są częścią codzienności. Ale co innego zmagać się z problemami samotnie, a co innego w gronie rodziny, którą najlepiej opisuje słowo: miłość.

Wielopokoleniowa rodzina Borejków nie jest wydumaną rodziną zrodzoną z wybujałej fantazji autorki, jest taka jak my: czasem hałaśliwa, nerwowa i irytująca, ale jednocześnie bije od niej nieprzeciętny spokój, opanowanie i radość. Każdy ma tam swoje miejsce. Równowaga - to chyba właściwe słowo na opisanie panujących w niej stosunków. I mnie ten klimat zachwyca. To jakby usiąść w zimowy wieczór przy kaflowym piecu z herbatą i książką w ręce, z babcią robiącą na drutach w swoim ulubionym fotelu tuż obok...
Aż czuję dawno zapomniany zapach babcinego mieszkania.

Nie oceniam tych książek pod innymi względami. Bo nawet jeśli pewne rzeczy wydają się nieprawdopodobne - na przykład niektóre przemyślenia 9-latka - to szybko o nich zapominam i chłonę atmosferę.

Małomówny Józef Pałys - główny bohater tego tomu - chociaż ledwie odrosły od ziemi, bardzo mnie ujął swoją postawą: po co za dużo mówić i tłumaczyć - albo ktoś nie zrozumie i tak, albo zrozumie w pół słowa. Niby takie proste i logiczne, a czasem tak trudne do zaakceptowania. Mnie dało do myślenia.

Marta z bloga Rudym Spojrzeniem wyznała mi ostatnio, że nie przepada za literaturą kobiecą. I wtedy, z lekkim rozrzewnieniem, przypomniałam sobie o "Jeżycjadzie". Bo chociaż po kobiecą, podobnie jak Marta, sięgam rzadko, to dziewczęcą literaturę Musierowicz czasem mam ochotę czytać na okrągło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz