To trochę tak, jak z "Wirującym seksem" w tłumaczeniu z "Drity dancing": jedno z drugim ma niewiele wspólnego, ale jednak wciąż dotyczą tego samego filmu.
"Stowarzyszenie..." urzekło mnie tytułem. Bo każdy powód jest dobry, żeby sięgnąć po książkę. I tak samo każdy powód jest dobry, żeby opowiedzieć ciekawą historię.
Kiedy po kilkunastu stronach zwątpiłam w formę powieści w listach, zdałam sobie sprawę, że inaczej niechybnie by mnie mnie te historie zanudziły. Inaczej wygląda niepohamowany niczym potok słów bezpośredniego spotkania, inaczej ograniczony bólem piszącej ręki list.
Takie sobie życie w niełatwych czasach. Bez pretensji, bez rwania szat i wypłakiwania oczu. Wycinki wojennego Londynu i małej brytyjskiej wyspy, na której swoje losy dzielili jej mieszkańcy z okupującymi ją Niemcami. Krótko mówiąc: każdy kij ma dwa końce.
A dla maniaków kupowania książek, w razie gdybyście jeszcze nie wiedzieli, czemu to robicie:
"Od lat tam chodzę i zawsze wyszperam książkę, której szukam - oraz trzy inne, o których nie miałam pojęcia, że chcę je nabyć".
I już jasne, skąd te pełne półki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz