wtorek, 16 lutego 2016

Czasomierze David Mitchell


Jak to jest, że o książce, którą czytałam z zapartym tchem, od tygodnia nie potrafię napisać nic sensownego? Spróbuję w związku z tym chociaż po łebkach, bo szkoda by było ją przemilczeć.

Przede wszystkim skończyła się za szybko - a zaznaczę tylko, że moje wydanie ebooka liczyło ponad 900 stron... Zwłaszcza wizja przyszłości zelektryzowała mnie do tego stopnia, że od ostatnich stu stron nie mogłam się oderwać, mimo zamykających się ze zmęczenia oczu.

Po drugie, rozciągłość czasu akcji jest imponująca: od 1984 do 2043 roku. Żyjąc powoli z dnia na dzień trudno sobie uświadomić, jak wiele się w ciągu całego naszego życia zmienia, jak bardzo zmienia się świat. Chociaż ludzie... oni akurat są zawsze tacy sami.

"Czasomierze" to lektura wciągająca i intrygująca. I nie ukrywam, że czasem również irytująca, bo niejeden wątek jest dość brutalnie przerywany, by powrócić z wyjaśnieniami dopiero po wielu, wielu stronach. A przecież chciałoby się wiedzieć już.

Nieprędko też odkryłam, że czytając, omijam pewne słowa, traktując je z początku jako wymyślone przez autora, na przykład: transsubstancjacjonował. Jest takie, naprawdę. Ich obecność nadaje powieści nuty realizmu i poczucia, że uczestniczymy w czymś ważnym.

Czasem magia jest po prostu normalnością, do której ludzie jeszcze nie przywykli.

Historia Holly jest niezwykła z wielu powodów, a magia - chociaż dość subtelna - jest jej siłą napędową. A ponieważ kończy się... jak się kończy, chciałabym, żeby autor napisał ciąg dalszy. Lubię taką delikatną fantastykę.


Wydanie: MAG, 2016
Tłumaczenie: Justyna Gardzińska
Tytuł oryginału: The Bone Clocks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz