Wreszcie koniec.
Lekkie zapychające czas czytadło ze spapraną historią. 
Niestety, zakończenie w dobrze poprowadzonej powieści obudziłoby nieco 
większe emocje niż podniesienie brwi (w dodatku jednej, gdybym potrafiła
 podnieść tylko jedną), a byłam tak zmęczona tym laniem wody, że nawet 
nie chciało mi się zdziwić. A było(by) czym.
Nie napiszę, że akcja toczy się leniwie, bo w moim języku recenzenckim 
to właściwie pozytyw. Tutaj wlecze się, czasem pozornie nabierając 
tempa, a potem zostaje przyhamowana do poziomu "Nad Niemnem". Koszmar. 
Po którymś z kolei takim numerze zaczęło mnie to zwyczajnie nudzić i 
coraz bardziej traciłam zainteresowanie.
Poza tym, przyznaję, główna bohaterka budziła we mnie głównie irytację. 
Nie dotykaj, bo stłuczesz, nie biegaj, bo się spocisz, nie ruszaj, bo 
się pobrudzisz, nie i nie. Tak irytująca nadopiekuńczość w stosunku do 
własnego dziecka (nawet jeśli czasem uzasadniona) w połączeniu z jej 
prywatnymi, nie mniej irytującymi, przemyśleniami stworzyła wizję osoby,
 z którą w realnym życiu nie wytrzymałabym pięciu minut. Tymczasem 
przyszło mi spędzić z nią kilka godzin i chociaż tylko na kartach 
książki, zmęczyła mnie okropnie.
Może co bardziej zapalona kucharka wyciągnie dla siebie jakieś przepisy 
kulinarne i chociaż to nie będę ja, to uważam, że to jedyna zaleta tej 
powieści. Skończyłam ją z ulgą i nazwisko autorki umieszczę za szybką z 
napisem "sięgać tylko w akcie desperacji".
A, i tajemnica, no przecież! E...cóż, pływa w tak rozrzedzonych 
konfiturach, że właściwie mogłoby jej nie być. Byłaby świetnym 
materiałem... ale na inną książkę.
Wydanie: Nasza Księgarnia, 2013

 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz